wtorek, 24 maja 2011

Robin Cook ,,Interwencja"


,,Minęło ponad trzydzieści lat, odkąd Jack Stapleton ukończył studia i stracił kontakt z przyjaciółmi z tamtych czasów: Shawnem Daughtrym i Jamesem O'Rourke. Niezwykłe wydarzenia sprawiają jednak, że ich losy znowu się łączą. Shawn, archeolog na kairskim targu odnajduje starożytny kodeks, a nim ukryty dokument, którego treść może mu przynieść międzynarodową sławę. Idąc tropem znaleziska, wyrusza do Rzymu, by tam szukać ossuarium sprzed dwóch tysięcy lat, którego zawartość zaszokuje nie tylko hierarchię kościelną, ale też miliony wierzących na całym świecie. James O'Rourke, arcybiskup Nowego Jorku, chcąc za wszelką cenę chronić Kościół, zwraca się do Stapletona z prośbą o pomoc w zachowaniu odkrycia w tajemnicy. Jego opublikowanie może pociągnąć za sobą nieobliczalne skutki.."

Interwencja to dość nietypowa powieść jak na Robina Cooka. Mało w niej sekcji zwłok, kryminalnych zagadek i scen akcji. Główni bohaterowie, którzy wcześniej już gościli w kliku książkach Cooka tym razem stają się postaciami pobocznymi. Brakuje sarkazmu Jacka i pasji Laurie. Głównym wątkiem jest odkrycie przez Shawna, znajomego Jacka, tajemniczego ossuarium, które być może kryjr w sobie tajemnicę, która wstrząsnęłaby całym chrześcijańskim światem. Arcybiskup James robi wszystko, aby wyniki badań ossuarium nie wyszły na jaw, co doprowadza do tragicznych zdarzeń, których nikt by się nie spodziwał.

Z jednej strony ciężko jest tej książki nie doczytać do końca, z powodu typowej dla Cooka tajemnicy, ale z drugie strony Interewncja mnie trochę rozczarowała. Można dowiedzeć się jak zwykle ciekawych faktów medycznych, tak jak np tego, że wizyta u niewykwalifikowanego czy po prostu nieostrożnego kręgarza może zakończyć się nawet śmiercią. Ja napewno nigdy po tej książce nie dam się dotknąć kręgarzowi do szyi! Dowiadujemy się trochę o medycynie niekonwencjonalnej, jednak nie tak wiele jak się zapowiada na początku książki. Jack Stapelton tym razem nie drąży do końca tematu, lecz wplątuje się w historię tajemniczego ossuarium z Rzymu.

Polecam książkę szczególnie osobom interesującym się zagadnieniami religijnymi i medycznymi.

poniedziałek, 16 maja 2011

Stephen King ,,Wielki Marsz"


Wielki Marsz to po ,,Bastionie” moja ulubiona ksiazka S.Kinga. Zaraz po przeczytaniu tych zaledwie 200stron czułam się dziwni . Z jednej strony było mi smutno, a z drugiej cieszyłam się, że leżę sobie spokojnie na łóżku i że to była jedynie fikcja. Dopiero po jakimś czasie, gdy wciąż w myślach powracał do mnie Garrarty i to co przeżył , zrozumiałam jak wielkie wywarła na mnie wrażenie ta powieść.

Książka jest jedyna w swoim rodzaju, nie spotkałam się nigdy wcześniej z podobną. Właściwie zakończenia możemy się domyślać na samym początku- każdy jako wygrana osobę obstawia głównego bohatera. Przez cala historie dowiadujemy się jak młodzi radzą sobie ze śmiercią, tak jak oni siebie nawzajem, tak my poznajemy z bliska każdego z bohaterów. Dowiadujemy się o nich coraz więcej, zaczynamy  odczuwać wobec nich emocje, lubimy ich bądź nas drażnią, jednak cały czas mamy świadomość, że czeka ich koniec. Dzieciaki muszą nagle dorosnąć i zmierzyć się z czymś, czego boja się nawet dorośli.

Podstawowym pytaniem jest dlaczego bohaterowie zgodzili się wziąć udział  takich zawodach. Gdzieś przeczytałam opinię, z która się zgodzę, ze może wcale nie chodzi im o wygraną, lecz o śmierć. Są to samobójcy, którzy za bardzo boja się odebrać sobie własnoręcznie życie, dlatego tez decydują się wziąć udział w tym marszu. Przecież w pewnym momencie dowiadujemy się ze tak naprawdę nikt nie wygrywa.

Akcja dzieje się w alternatywnej rzeczywistość, a może w przyszłości? Marsz nawiązuje do starożytnych walk gladiatorów na śmierć i życie, które miały ogromna oglądalność. Śmierci od zawsze fascynowała ludzi. Współcześnie propagowany jest wszechobecny humanitaryzm, ale czy mimo to ludzie przestali odczuwać pragnienie  oglądania śmierci? Wystarczy tylko wypadek na drodze aby zleciała się widownia, filmiki na youtube na których giną ludzie maja rekordowa oglądalność. S.King po raz kolejny zabawia się w proroka, opisując, co by było gdyby… podobnie w ,,uciekinierze” opisuje teleturniej na śmierć i życie, który ma rekordowa oglądalność. Mam jednak nadzieję, że ta fikcja pozostanie fikcją a nie żadnym proroctwem!

Książka jest krótka i to jest także jej atutem, ponieważ można ją przeczytać ciągiem, nie robiąc kilkudniowych przerw.  Czytelnik może rozłożyć się na łóżku i dziękować Bogu ze ma taka możliwość, ze nie musi iść. Czytając książkę odczuwałam niemal fizyczne zmęczenie. Zastanawiałam się ile czasu byłabym w stanie iść.

Stephen King jest mistrzem, Wielki Marsz dobitnie to ukazuje. Najbardziej podoba mi się ukazywanie wewnętrznych przeżyć  bohaterów. Poznajemy ich najskrytsze myśli, które  tak jak w życiu, nie zawsze maja sens.

Zdecydowanie polecam… wszystkim!!!

piątek, 6 maja 2011

Carlos Ruiz Zafon ,,Marina"


,,W trakcie pisania wszystko w opowiadanej przeze mnie historii stawało się jednym wielkim pożegnaniem, a kiedy już ja kończyłem, narastało we mnie wrażenie, że coś bardzo mojego, coś, czego do dziś nie potrafię nazwać, ale czego mi ciągle brakuje, zostało tam na zawsze. Piętnaście lat później nawiedziło mnie wspomnienie tamtego dnia.. Zobaczyłem chłopca bładzacego pośród mgieł dworca Francia i imię Marina zabolało znowu jak swieża rana. Wszyscy skrywamy w najgłębszych zakamarkach duszy jakiś sekret. A oto moja tajemnica.
Barcelona, lata osiemdziesiąte XX wieku. Oscar Drai, zauroczony atmosferą podupadających secesyjnych pałacyków otaczających jego szkołę z internatem, śni swoje sny na jawie. Pewnego dnia spotyka Marinę, która od pierwszej chwili wydaje mu się nie mniej fascynujaca niż sekrety dawnej Barcelony. Śledząc zagadkową damę w czerni, odwiedzająca co miesiąc bezimienny nagrobek na cmentarzu dzielnicy Sarriá, Oscar i jego przyjaciółka poznają zapomnianą od lat historię rodem z Frankensteina i XIX-wiecznych thrillerów. Historię, której dramatyczny finał ma się dopiero rozegrać...”

Książkę przeczytałam zupełnie przypadkiem. Moja mama dostała ją od kogoś i tak zostawiła w kuchni. Opis specjalnie mnie nie zaciekawił ale nigdy wcześniej nie czytałam nic Zafona, więc postanowiłam spróbować. Przeczytałam kilka pierwszych stron i rzuciłam książkę na półkę.
Pół roku później sięgnęłam po nią ponownie, gdyż nie miałam akurat co czytać. Tym razem przeczytałam ja do końca.
Powieść całkowicie mnie zaskoczyła! Może nie jest wybitna, ale całkiem ciekawa.
Początkowo wydawało mi się, że książka  będzie rodzajem powieści obyczajowej, opisująca uczucie chłopca do tajemniczej Mariny (sam tytuł również na to wskazywał) i ukazująca piękno Barcelony.  Z czasem jednak poznajemy nowych bohaterów, przedstawiających coraz to nowe fakty mrocznej historii pewnego geniusza, a z czasem dochodzimy nawet do akcji, gdzie Oskar z Mariną muszą uciekać przed upiornymi istotami.
Autor skupia się także na przeżyciach wewnętrznych Oskara. Chłopiec jest bardzo wrażliwy i musi stawić czoła smutnej rzeczywistości dotyczącej jego wybranki. Jest on może przesadnie wyidealizowany. Od chłopca w jego wieku oczekuje się więcej spontaniczności a czasem nawet bezmyślnego zachowania. Tymczasem bohater potrafi pogodzić zajęcia szkolne, opiekę nad domem nowych przyjaciół a także pogoń za zagadkową kobietą w czerni. Przestaje interesować się kolegami i w ogóle szkołą. Jest dobry dla wszystkich, za dobry, a do tego całkowicie bezinteresowny. Może większość czytelników nie zwróci na to uwagi,ale ja zdecydowanie wole kingowskie przedstawianie postaci, wraz z ich wszystkimi wadami.

Wydaje mi się, że książka ta jest skierowana raczej do młodszych czytelników, którzy oczekują tajemnicy i akcji, a nie ambitnej lektury.

Polecam Marinę dla osób, które szukają czegoś lekkiego, ciekawego i wciągającego.

środa, 4 maja 2011

Stephen King ,,Historia Lisey"

Minęły dwa lata od śmierci Scotta, męża Lisey Debusher Landon. Spędzili razem 25 lat we wspaniałym związku, który spajało głębokie, chwilami wręcz zbyt intymne uczucie. Scott był sławnym, nagradzanym pisarzem, autorem bestsellerów, ale i bardzo skomplikowanym człowiekiem. Zanim się pobrali, Lisey dowiedziała się od ukochanego o krwawych źródłach jego twórczości... Później zrozumiała, że było takie miejsce, do którego Scott zawsze wracał - miejsce przerażające i zarazem kojące, które mogło pochłonąć go żywcem lub obdarować pomysłami, po to, by miał siłę dalej żyć. Teraz nadszedł czas, by Lisey stawiła czoło demonom Scotta i udała się do Boo`ya Moon. To co wydaje się początkowo jedynie porządkowaniem dokumentów po zmarłym mężu przez wdowę, staje się podróżą w głąb mroku, w którym przebywał za życia Scott Landon.

Historia Lisey jest jedną z najlepszych powieści S. Kinga. Sam autor twierdzi, że jest to szczyt jego możliwości pisarskich. Książka łączy w sobie wzruszający do łez romans, poruszający dramat, mrożący krew w żyłach horror a także malowniczy świat fantasy.
Początek książki jest dość ciężki, wydaje się że są to jedynie wspomnienia smutnej wdowy. Dopiero w połowie akcja nabiera tempa. Czytelnik zapoznaje się z krwawą przeszłością Scotta oraz z jego niesamowitym Księżycem Booya. King naprawdę potrafi wzruszyć. Pomimo tego, iż na samym początku dowiadujemy się, że Scott zmarł, to moment jego śmierci, opisany dużo później jest niesamowicie wzruszający, czyta się go z zapartym tchem.

Autor skupia się na uczuciu, które łączyło Lisey i jej zmarłego małżonka. Opisuje z jednej strony niezwyciężoną miłość, a z drugiej małżeństwo nie bez problemów. Łączy przyziemne sprawy z bardzo silnym uczuciem.
Ponadto King wciąż bawi się językiem. Wprowadza coraz to różniejsze neologizmy, które nadają powieści wyjątkowy charakter. Są one rodzajem więzi, która łączy wdowę ze światem zmarłego męża, cząstką ich wspólnego świata.

Zdecydowanie polecam tą powieść i radzę nie zrażać się dosyć ciężkim początkiem, bo później czeka nas miła niespodzianka.

piątek, 29 kwietnia 2011

Coraz mniej ludzi czyta ksiązki...

Moją inspiracją do założenia bloga był artykuł z gazety.pl o spadku czytelnictwa w Polsce. Z podanych danych wynika, że aż 62 proc. Polaków nie miało przez rok kontaktu z żadną książką!!
(źródło: http://wyborcza.pl/1,75475,6410206,Polacy_coraz_bardziej_nieoczytani.html )

Co w tym celu robi szkolnictwo? Zamiast zachęcać młodzież do czytania ciekawych powieści, w szkołach wciąż wałkujemy lektury, które dla większości są po prostu nudne! Rozumiem, że to dorobek naszej kultury, ale w ten sposób tylko zniechęcamy do czytania. Po przerobieniu Potopu, Chłopów, Dziadów itd młodzież ma dosyć książek na dłuższy czas.  Jestem pewna, że gdyby urozmaicono spis lektur współczenymi nie za długimi thrillerami, komediami, fantastyką czy czymś co się naprawde dobrze czyta, to może ludzie zaczeliby inaczej patrzeć na świat książek.

Drugą sprawą jest wychowanie. Z moich obserwacji wynika, że jeżeli w domu jedynymi ksiązkami są endyklopedie i biblia, to dziecko nawet nie wpadnie na pomysł, żeby zacząć czytać książki, nie ma wzorców wśród rodziny.

Sama zachęciłam do czytania kilka osób, które kompletnie nie interesowały się książkami. Wystarczyło im podrzucić dosyć cienką, ale za to wciągającą książkę. ( W tym celu posłuzyłam się ,, Wielkim Marszem" S. Kinga) Dlatego tez cenię Harrego Pottera. To może nie jest wybitna literatura, ale zachęca do czytania najmłodszych. Dzięki niemu dziecki zakochują się w książkach i z wiekiem zaczną sięgać po ambitniejszą literaturę.

To narazie tyle odnośnie moich przemyśleń.
W następnych notkach będę umieszczała refleksje na temat ostatnio przeczytanych książek.

pozdr:)